ROAD TRIP | RYGA

czwartek, stycznia 21, 2016

Kolejną stolicą na naszej mapie była Ryga, serce Łotwy. Do Rygi dojechaliśmy bardzo późno w nocy, gdzieś w okolicach 23.00-24.00. Miasto już na samym wjeździe wydawało się być bardziej ożywione od Wilna. Hostel w którym mieliśmy się zatrzymać rezerwowaliśmy jeszcze będąc na Litwie. Skusiła nas cena ok. 25 euro za nocleg 4 osób wraz ze śniadaniem ;). Powiem tyle, za cholerę nie byliśmy przygotowani, na to co za chwilę mieliśmy zobaczyć. Lokacja hostelu nie była zła, samo centrum, nad McDonaldem. Do momentu wejścia do budynku .....jak sobie o tym pomyślę, aż mi się śmiać chce, ale w tedy, nie było nam w ogóle do śmiechu. Wsiadając do windy minęliśmy się z policjantami, którzy wynosili jakiegoś menela, do dzisiaj pamiętam  jak się wtedy na siebie popatrzyliśmy :) Recepcja była mała i wąska, dookoła jacyś ludzie, ktoś siedział przy laptopie, ktoś wychodził spod prysznica. Po okazaniu paszportów i nr. rezerwacji miły chłopak prowadził nas na górę. Pokój jaki zarezerwowaliśmy miał być nieduży z dwoma łóżkami piętrowymi, bez szału bo i tak mięliśmy tam zostać tylko parę godzin. I to był ten moment na, który nie byliśmy przygotowani.....facet prowadził nas do tego naszego pokoju przez......wielkie pomieszczenie pełne żuli i bezdomnych, wyglądało to jakbyśmy przechodzili przez noclegownie albo jakaś melinę. Jak przechodziliśmy każdy starał się nikogo nie zaczepić, bo z jednej strony komuś wisiały nogi, innemu wystawała głowa, niektórzy spali, inni patrzyli na nas jak na kosmitów. A my z Justyną  dwie paniusie z torebeczkami i  pieskiem pod pachą....spieprzałyśmy do pokoju aż się kurzyło. Facet wskazał pokój powiedział coś o tym gdzie są toalety i poszedł, a my w ciężkim szoku usiedliśmy na łózkach i zaczęliśmy się śmiać. Chyba nie muszę mówić, że do rana nikt nawet nie myślał o wychodzeniu z pokoju. Jak Helenka drapała w drzwi, żartowaliśmy, że ją zabiorą, nabija na pal i usmażą z wciśniętym jabłkiem w pyszczek. Ale mieliśmy ubaw....Jak to zawsze bywa, kogoś trzeba poświęcić dla wyższego dobra, padło na Mateusza, wysłaliśmy go na spacer z Helenka i po jakieś piwa, żeby zapomnieć o tym jakże uroczym przybytku. A byłabym zapomniała, wychodząc z naszego pokoju musieliśmy bardzo uważać, żeby nie puknąć drzwiami żula w głowę - tak był blisko. Oprócz tego jedna ze ścian była z pleksi i widzieliśmy jak łażą obok ludzie. Mati wrócił po jakiejś godzinie, i co się okazało, że za drzwiami śpi nie 5 czy 10 osób a 36! oprócz tego opowiedział nam jak w poszukiwaniu browara, wsiadł do taksówki i taksówkarz zabrał go do "najbliższego" sklepu, gdzie alkohol był już zasłonięty zasłoną, w Rydze po 22.00 nie można kupić alkoholu, ale za to sklepowa sprzedawała wódeczkę na szklanki - Oooo 
Na szczęście noc szybko minęła, i w trochę kiepskich nastrojach wyruszyliśmy coś zjeść i eksplorować Rygę.

Pierwszy na naszej liście znalazł się lokalny TARG, a my uwielbiamy targi, lubimy tą atmosferę, a poza tym chcieliśmy zobaczyć czym różni się ten od naszych i co mają do zaoferowania.


Po prawej stronie rzeki MIASTO po lewej TARG

Targ okazał się być ogromny, a zaraz po prawej stronie budka ze swojskim winem, rozlewana do plastików, po np. coca-coli - bardzo zacna kobieta i jej wino.





straganów, budek było wiele, z mięsem, nabiałem, owocami, nic nowego. A jednak....znaleźliśmy perełkę...kwaszone warzywa i owoce np. jabłka!




Helenka próbowała surowych serc, i chyba jej nie smakowały...




Jak widać na zdjęciu, porzuciłam Zarowy płaszcz i przyodziałam ciepłą kurtkę puchową, totalnie nie w moim stylu, ale jak spada dobrze poniżej zera to przestaje się o modzie myśleć. I tym sposobem wymieniłyśmy z Justyną buty, na wieśniackie a la walonki.



Choć nikt ze sprzedawców nie mówił po angielsku, to wszyscy byli bardzo życzliwi, uśmiechnięci i chętnie z nami rozmawiali. My z Wojtkiem średnio odnajdywaliśmy się w takich klimatach, jednak Mati był w swoim żywiole, i choć nie mówi po rosyjsku czy łotewsku  to jego 'skolko' i ' haraszo' załatwiało sprawę.


Po targu poszliśmy na Stare Miasto



Czy przypominają Wam coś te półki? To z tego miejsca zaczerpnęłam pomysł na dębowe półki u siebie w przedpokoju. Teraz za każdym razem gdy na nie patrzę przypominam sobie Rygę. Wpis tutaj >>>http://designorbreakfast.blogspot.com/2015/03/sznur-i-debowe-poki.html


Po drodze wchodziliśmy (z zimna lub ciekawości) do lokalnych sklepów i  małych galeryjek z rękodziełem. Tutaj sklep z pięknymi fotografiami.










To w tym miejscu wpadliśmy na pomysł przywożenia z podróżny ciekawych malowideł.



Będąc w Rydze zwiedziliśmy Łotewskie MUZEUM DESIGNU i choć nic nie rozumieliśmy i tak było warto. Samo miejsce było piękne,trzy piętrowy budynek, przestronny, surowy. Każdy przedmiot był świetnie wyeksponowany.




Tutaj widać jak bardzo mi się podobało :)



















Ponieważ Łotwa jest w większej części prawosławna, w połowie stycznia Święta Bożego Narodzenia są tutaj nadal na czasie.



Rekomendowana samoobsługowa knajpka PELMENI XL z lokalnym jedzeniem - Pelmeni to małe pierożki, jak nasze uszka, tylko że z różnym nadzieniem.






Zobaczcie również wpis z Rygi, Justyny i Mateusza >>> TUTAJ

Udanego weekendu kochani i Ściskam Was mocno !

Dajcie znać czy byliście w Rydze i co zwiedzaliście!

Magda

You Might Also Like

3 komentarze

  1. O jej, jakie piękne rękodzieło się wokół Was pląta. :))
    Pozdrawiam gorąco, zimno tam u Was, nieprawdaż...? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna relacja, ciekawie opisana i pokazana wizyta. Ryga jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia, więc tym bardziej się cieszę, że pokazałaś miejsca spoza głównego nurtu turystycznego. :) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna ta Wasza podróż, a hostel przypomina mi pewną przygodę w Sevilli, też w hostelu, ale dużo by mówić ;)
    Zacna Pani od wina :D hehehehe Musi być z niej super babka ;)
    Pozdrowienia z południa :)
    Dominika

    OdpowiedzUsuń